Sezon 2015 powoli dobiega końca. Wszystkie oficjalne imprezy w naszym kraju przeszły do historii, zostały już symboliczne turnieje gwiazdkowe. Kończący się rok był udany dla reprezentantów Polski na Mistrzostwach Świata. O sukcesach „biało-czerwonych” i szansach w przyszłorocznych Mistrzostwach Europy rozmawiamy ze szkoleniowcem kadry narodowej – Maciejem Laskowskim.
Mistrzostwa Świata 2015 odbyły się już jakiś czas temu, ale to nie znak, że mamy o nich zapomnieć. Eliminacje, ćwierćfinały, repasaże. Trochę tych imprez było nim dotarliście do pierwszych finałów. Proszę opowiedzieć o pierwszych dniach spędzonych w Wielkiej Brytanii.
– Pierwsze oficjalne zawody Mistrzostw Świata odbywały się w piątkowy poranek. Ja do Anglii przybyłem dwa dni wcześniej, więc miałem chwilę na „odsapnięcie” po podróży. W czwartek wieczór odbył się jedyny nasz test-mecz z Wielką Brytanią. Wynik był wprawdzie sprawą drugorzędną, ale… sędzia mógłby nie pomagać gospodarzom (śmiech dop. red.).
1 sierpnia 2015 roku zapisał się w historię polskiego speedrowera srebrnymi i złotymi literami. To za sprawą: drugiego miejsca juniorów (Sassek-Bas-Kochanek) i pierwszego seniorów (Szymański-Grabowski) w Mistrzostwach Świata Par.
– Jeśli chodzi o juniorów, to od Polaków i Anglików wszyscy pozostali wyraźnie odstawali, więc to było pewne, że bezpośredni pojedynek zadecyduje o tytule. Było jak było, więc nasza młodzież zdobyła „tylko” srebro. Finał seniorski to… prawie miałem zawał (śmiech dop. red.). Wszystko skończyło się jednak pozytywnie – zawodnicy wytrzymali presję i w pełni wykonali założenia taktyczne.
Kolejny dzień i kolejne dwa złote krążki. Tym razem w Drużynowych Mistrzostwach Świata. Czy tego dnia na torze w Poole był ktoś w stanie Wam zagrozić?
– Chyba nie (śmiech dop. red.). Turnieju juniorskiego, przyznam się szczerze, nie śledziłem w stu procentach. Myślami byłem przy rywalizacji seniorskiej. Zaraz po losowaniu zacząłem zastanawiać się, co i jak można ustawić, aby się udało. Wszystko zostało zrealizowane z nawiązką.
Drużynowi Mistrzowie Świata 2015!
Od lewej: Maciej Laskowski, Bartosz Grabowski, Przemysław Binkowski, Marcin Kołata, Marcin Szymański i Grzegorz Głuchowski (fot. archiwum PFKS)
Jedynym turniejem, gdzie próżno szukać „biało-czerwonych” na podium to Mistrzostwa Świata Weteranów. W czym tkwi problem, że na liście startowej nie ma polskich zawodników?
– Nie ma u nas za bardzo zainteresowania wśród działaczy, aby chcieli pojeździć. Z pewnością to się zacznie zmieniać, gdy zawodnicy mający wieloletnie doświadczenie, zaczną osiągać wiek weterana. Póki, co jest jeden zawodnik – Arkadiusz Słysz. Podczas ubiegłorocznych Mistrzostw Europy wystartowało nas czterech, ale wszyscy praktycznie „amatorzy”. Na chwilę obecną ciężko jest znaleźć wystarczającą liczbę chętnych do rozegrania Indywidualnych Mistrzostw Polski Weteranów, więc, o czym tu mowa?
W tych zawodach wziął Pan czynnie udział. Jak Pan ocenia swoją przygodę z tym czempionatem i czy mogło być lepiej?
– Tak, wziąłem udział, aczkolwiek „czynny” to może za dużo powiedziane (śmiech dop. red.). Ja traktowałem to w formie zabawy, nigdy nie byłem zawodnikiem. Czy mogło być lepiej? Być może tak, gdybym więcej trenował.
W Pucharze Federacji triumfowali juniorzy, a seniorzy dość niespodziewanie ulegli Anglikom. Czy ten wynik seniorów można uznać za sensację?
– Puchar Federacji był trochę ustawiony… nie przemyślanie. Nie może być tak, że taka impreza odbywa się w dniu półfinałów i dzień przed finałami Indywidualnych Mistrzostw Świata. W związku z tym ciężko było pogodzić oszczędzenie finalistów z zestawieniem najmocniejszych składów. Zastępującemu trenera juniorów – Pawłowi Cegielskiemu jakoś udało się „załatać” tę dziurę bez straty potencjalnych możliwości drużyny i wygrali. Seniorzy to mieszanka młodości, doświadczenia i znanego z kart naszej historii, pospolitego ruszenia. Nasi rywale widząc nas skład stwierdzili, że nie traktujemy ich imprezy poważnie. Ekipa wzięła sobie to mocno do serca, każdy pojechał bardzo ambitnie, na 120-350% swoich możliwości. To poskutkowało tym, że Brytyjczycy dogonili nas dopiero w końcówce, a ekipie „Aussie” się to nie udało. W takim składzie czy to sensacja? Może nie duża, ale jakaś na pewno. Przy okazji chcę jeszcze raz podziękować zawodnikom za ich niesamowitą walkę i ambicję do samego końca!
Maciej Laskowski nie tylko w roli szkoleniowca, ale także i zawodnika, wziął udział w tegorocznych Mistrzostwach Świata (fot. archiwum PFKS)
Indywidualne Mistrzostwa Świata Juniorów to złoto Shane Bentley’a. Srebro wywalczył Michał Sassek, który szansę na zwycięstwo stracił już w pierwszym biegu. Czy liczyliście na bardziej okazałą zdobycz medalową w IMŚJ?
– Szczerze mówiąc to po cichu liczyłem na dwa medale. Losowanie sprawiło, że nasi faworyci spotkali się ze sobą już w pierwszym biegu i przyjechali na trzecim oraz czwartym miejscu, do końca walcząc między sobą i więcej „oczek”. Później było ciężko. Pomimo wielkiej ambicji, zaczęli odrabiać, więc skończyło się tylko medalem Michała.
Wśród seniorów, jako nowy Mistrz Świata wrócił Bartosz Grabowski, a brązowy medal zawisł na szyi Marcina Szymańskiego. Spodziewał się Pan takich rozstrzygnięć?
– Przed zawodami można było sądzić, że obrońca tytułu Marcin Szymański i „Grabo” powalczą o podium. W trakcie zawodów okazało się, że „Martinezowi” nie uda się, więc brąz należy uznać za spory sukces. Co do Bartka, wytrzymał psychicznie do końca i udało mu się. Chociaż obserwując go z boku, można było mieć wątpliwości czy da radę.
„Grabuś” jest w stanie iść w ślady np. Łukasza Nowackiego czy Marcina Szymańskiego i stać się legendą polskiego speedrowera?
– Bartek to bardzo wielki talent. Jak sodówka mu nie uderzy do głowy, a na to się obecnie nie zanosi, stanie się legendą speedrowera szybciej niż uczynił to „Martinez” czy „Lukas” (Łukasz Nowacki dop. red.).
Nie powiodło się naszym jedynaczkom – Żanecie Siemianowskiej i Sandrze Tamborskiej, które zajęły odpowiednio: 5 i 10 pozycje. Co było kluczem do sukcesu rywalek naszych reprezentantek?
– Obie godnie reprezentowały nasz kraj. Pojechały na maksimum swoich możliwości i Żanecie zabrakło jej naprawdę niewiele. Należy pamiętać, że w Polsce jest jedyną startującą dziewczyną, więc, z kim ma rywalizować oraz dobrze przygotować się do takich zawodów? Sandrze poszło nieco gorzej i złożyło się na to kilka czynników. Było widać u nich sportową złość i zapewne wkrótce, czy to podczas Mistrzostw Europy czy kolejnych Mistrzostw Świata, będą chciały się zrehabilitować. Czy to nam, czy samym sobie.
Podsumowując, jako trener naszej reprezentacji chyba może być Pan zadowolony z wyników?
– No jak nie, jak tak (śmiech dop. red.). Można śmiało mówić „Veni, vidi, vici”.
W sezonie 2016 będą Mistrzostwa Europy. Kiedy możemy spodziewać się pierwszych powołań do reprezentacji Polski?
– Jak się dobrze sezon rozkręci. Zapewne nie prędzej niż przełom maja i czerwca. Musimy mieć jakąś podstawę do powołań, a tą podstawą będą bieżące wyniki. Spore znacznie będą mieć też Mistrzostwa Europy Drużyn Klubowych. Wiemy, że zawodnicy do tej imprezy przygotowują się naprawdę solidnie.
„Bartek to bardzo wielki talent. Jak sodówka mu nie uderzy do głowy, a na to się obecnie nie zanosi, stanie się legendą speedrowera szybciej niż uczynił to Szymański czy Nowacki” – uważa szkoleniowiec kadry narodowej (fot. archiwum PFKS)
Będę drążył dalej ten temat. Czy możemy spodziewać się tych samych nazwisk, co w tegorocznej kadrze czy kogoś Pan wykreśli i zostanie dokooptowany ktoś nowy?
– To pytanie proszę zadać już po rozpoczęciu sezonu. Nikt nie ma zapewnionego miejsca w kadrze „za zasługi”. Każdy ma swoją szansę, musi udowodnić swoją wartość sportową i przydatność w drużynie.
Poza kategorią „Weteranów”, we wszystkich pozostałych Polacy bronią złota. Uda się powtórzyć ubiegłoroczne wyniki?
– Drużynowo w kategorii seniorów z pewnością jesteśmy faworytami i patrząc na nasz potencjał, pewnie się to długo nie zmieni. W juniorach może nie być już tak różowo. Ekipa się nieco „kurczy” (wiek juniora kończy m.in. Dawid Bas czy Michał Sassek dop. red.), mamy dziurę pokoleniową, ale mam nadzieję, że chłopacy dadzą radę. Indywidualnie w kategorii seniorów mamy takie „armaty”, że śmiało można pokusić się o stwierdzenie, że nasi są w stanie zająć wszystkie trzy miejsca na podium. Co do juniorów, no to tak jak mówiłem wcześniej, może być różnie. Jeśli chodzi o obronę tytułu przez Żanetę i postawę Sandry. Może być z tym różnie. Jednakże bez względu na wszystko, będziemy wspierać dopingiem wszystkich naszych reprezentantów.
Czy w jakimś stopniu w takich przypadkach jak ten, gdzie nasi zawodnicy podchodzą w roli faworytów, możemy mówić o presji?
– Jakaś presja jest zawsze, bez względu, w jakiej roli się przystępuje do zawodów. Jaka rola, czy faworyta czy „cienkiego bolka” (śmiech dop. red.) jest bardziej „presjogenna” to już indywidualna kwestia zawodnika.
Dziękuję za rozmowę. Na koniec chciałbym zapytać jeszcze krótko – dlaczego Polska Federacja Klubów Speedrowerowych nie do końca potrafi wykorzystać medialnie sukcesów naszych reprezentantów na arenach międzynarodowych?
– Proszę o to pytać wiceprezesa od spraw marketingu i promocji. Dziękuję za rozmowę i pozdrawiam wszystkich związanych ze sportem speedrowerowym w naszym kraju!