Dwadzieścia lat – osiemnaście w Zielonej Górze i dwa w Poniecu. Najskuteczniejszy zawodnik zielonogórskiego klubu w klasyfikacji wszech czasów. Zapraszamy na drugą część rozmowy z Pawłem Kokotem. Tym razem m.in. o tym, co w sobie miał tor w Rawiczu, o zmianach w sporcie speedrowerowym czy także o sukcesach i przyszłości Zielonogórskiego Klubu Sportowego.
Pierwsza rozmowa z Pawłem Kokotem dostępna jest TUTAJ.
Co w sobie ma tor w Rawiczu, że jest twoim ulubionym?
– Jeśli chodzi o Rawicz to pierwszy tor poza ZG, na którym dane mi było startować. Było to w roku 1997 dokładnie 20 czerwca. Wiesz, co czuliśmy, my młodzi zielonogórzanie wyrwani z osiedlowych drużyn. Ludzie z obklejonym kołpakami, ludzie z sercem do walki i wielkimi marzeniami. Czuliśmy ogromną radość, bo nasze marzenia zaczęły się spełniać. Reprezentowaliśmy swoje miasto, byliśmy dumni. Tak, więc Rawicz to dla mnie sentymentalne miejsce. Choć nie ukrywam, że tor również mi odpowiadał. Mimo że krótki bardzo szybki. Atmosfera rawickich zawodów na stałe utkwiła mi w pamięci stąd mój wybór. Swego czasu odpowiadał mi również tor w Toruniu i Żołędowie. Jak widać wszystkie to tory krótkie i techniczne. Zielonogórska szkoła jazdy na torze, który mieliśmy na koronie stadionu żużlowego zrobiła swoje. Tamten tor również bardzo miło wspominam.
Zielonogórski obiekt to nie „twój klimat”?
– Jeśli masz siłę na dwa okrążenia to zielonogórski tor jest zmorą. Proste ciągną się w nieskończoność. Ostre łuki wymagające umiejętnego rozgrywania. Ta nie tak, że ja go nie lubiłem. Od roku 1998 do roku 2008 trenowałem na krótkim technicznym torze. Odbyłem na nim setki treningów, więc jeśli nagle przyszło mi rywalizować na swoim domowym torze na innych zasadach ciężko mi było się odnaleźć. Do tego dochodziły braki kondycyjne, więc pierwsze lata na nowym owalu były dla mnie trudne. Chyba śmiem twierdzić, że na nowym torze dla mnie już nic nie było takie jak kiedyś. Wraz ze zburzeniem toru na Wrocławskiej tak naprawdę straciłem atut własnego toru, który posiadałem przez poprzednie lata.
Wśród zawodników, także spoza ZKS-u pojawiają się głosy, że „koniec kariery Pawła Kokota to koniec zielonogórskiego speedrowera”. Patrząc na te dwadzieścia lat, coś może być na rzeczy. Nie ma u Was tak oddanej osoby.
– Dochodziły do mnie takie sygnały. Bądź, co bądź to dla mnie bardzo pochlebne, bo kto nie lubi pochwał, a ta opinia jest dla mnie osobiście bardzo pozytywna. Ja speedrower jadłem na śniadanie, na obiad, potem był trening i potem speedrower na kolację. Weszło mi to w krew jak mycie zębów. Mam jednak wielką nadzieję, że takie pesymistyczne wizje się jednak nie sprawdzą. Często się nie zgadzałem z Krzysztofem Zakrzewskim i naszą znajomość mogę określić, co najmniej, jako burzliwą, jednak to gość, który kiedyś w 1997 roku scalił osiedlowych łebków w jedną drużynę. Fakt faktem, że wtedy miał więcej zapału, ale wiadomo lata robią swoje. Może teraz będzie mu łatwiej beze mnie, może będzie chciał mi coś udowodnić w takim małym pojedynku. Oby tak było. Jest również osoba pana Waldemara Zella obecnego prezesa, który od wielu lat z różną intensywnością angażuje się w działalność klubową. W zarządzie jest Michał Rodzeń, a naszym zawodnikiem jest także Robert Bandosz. Cała plejada młodych zawodników. Oni nie zginą. Wielu z nich szanuje to, co robi, także o przyszłość ZKS jestem mimo wszystko spokojny. Życzę im wszystkiego najlepszego.
„Ja speedrower jadłem na śniadanie, na obiad, potem był trening i potem speedrower na kolację. Weszło mi to w krew jak mycie zębów.” (fot. Artur Kurdyk)
ZKS Zielona Góra zdominowała w tym roku okrojone rozgrywki Drużynowych Mistrzostw I ligi, lecz Wasi podopieczni nie poradzili sobie m.in. w Indywidualnych Mistrzostwach Polski seniorów jak i juniorów. W czym mógł tkwić problem?
– Faktycznie pierwszą ligę udało nam się zdecydowanie wygrać, co mnie bardzo cieszy. Co do drugiej części pytania to zastosowanie ma to powiedzenie, że szklanka jest do połowy pełna lub pusta zależy jak na to patrzeć. Z jednej strony fakt słabo, bo odległe lokaty w finale, IMPJ, DMPJ czy IMP. Z drugiej zaś strony wszystkie te starty poprzedzone były eliminacjami, w których ten awans uzyskaliśmy, więc dla mnie te występy nie było do końca problemem. Fakt faktem wyniki w tych finałach mogłyby być lepsze jednak przed sezonem, jako cel stawialiśmy sobie awans do tych rozgrywek, więc cel został mimo wszystko spełniony.
Mówiło się, że twój zespół chce powalczyć w Ekstralidze. Czy to prawda?
– Powrót ZKS do ligi to bardzo złożona sprawa. W 2010 roku przerabialiśmy szturmowanie ligi, ściągnęliśmy światowe gwiazdy, a skończyło się długami, wycofaniem z ligi i praktycznie rozpadem drużyny. Wiesz, że po sezonie 2010 odeszło od nas siedmiu podstawowych zawodników? Maciej Ganczarek, Radek Handke, Marcin Szymański, Michał Zieliński, Michał Rodzeń, Robert Bandosz i Krystian Górniaczyk. Jaka drużyna podniosłaby się po takich ciosach? Mimo to w 2011 wystąpiliśmy w lidze. Jeśli chodzi o przyszły sezon z tego, co wiem ligi prawdopodobnie nie będzie, planuje się to na sezon 2017. Po co znów ściągać zawodników, żeby cała praca poszła na marne. A jednak start w lidze praktycznie samymi juniorami na chwilę obecną to karkołomne zadanie, choć gdyby było środki i brak parcia na wynik to byłoby to dla młodych zawodników inspirującym doświadczeniem.
Kto twoim zdaniem ma największe szanse wypłynąć wkrótce na szerokie wody speedrowera i osiągać bardzo dobre wyniki?
– Skupię się tu na zielonogórskim podwórku. Zacznę trochę inaczej odpowiedź na to pytanie. Wiadomo, co daje speedrower poza medalami. Nie oszukujmy się, że ciężko jest o profity, a w dzisiejszym świecie to dla niektórych priorytet. Proszę zobaczyć, jacy zawodnicy skończyli przedwcześnie jazdę w ostatnich dwóch latach w naszym klubie. Kamil Merena próbował na żużlu, bracia Gracjan i Hubert Huszczowie zapragnęli zostać koszykarzami, Rafał Lewczuk i Dawid Michalski próbowali sił w piłce nożnej, bracia Damian i Bartek Pelaczykowie wyjechali do Anglii, którzy wciąż są zawodnikami ZKS czy wreszcie Michał Mowczan i Marcin Rembacz, którzy po prostu uznali, że nie chcą bawić się w speedrower. Jest to dziewięciu zawodników, z których tylko Hubert Huszcza nie miał na koncie medalu mistrzostw Polski. Mimo to, co roku zdobywaliśmy medale, mimo licznych osłabień. Nie należy zapominać o starszych zawodnikach, którzy są w kadrze jednak praca uniemożliwia im sumienne treningi. Robert Bandosz, Michał Rodzeń i Artur Bujnowski to solidne już nazwiska w światku speedrowerowym. Na dzień dzisiejszy w naszym klubie trenuje wielu uzdolnionych zawodników.
Pozwolę sobie na krótką charakterystykę każdego z nich, bo dla mnie każdy z nich może być mistrzem świata.
Bartek Wojtal – zdecydowany lider i kapitan ZKS. Doświadczony jak na swój wiek. Materiał na świetnego zawodnika.
Łukasz Gnitecki – mimo licznych upadków w początkowej fazie treningów dziś jest dużo lepiej. Nieustępliwy i zadziorny.
Kuba Szcześniewski – charakterny i trudny do okiełznania zawodnik. Jednak, kiedy znajdzie się z nim linię porozumienia to bardzo dobry i uczynny chłopak. Gdyby nie brak systematyczności w treningach dziś byłby dużo wyżej w hierarchii.
Adrian Mokras – wciąż młody zawodnik. Walczy do końca, potrafi pojechać taktycznie. W ostatnim roku trochę spowolnił swój rozwój jednak ja wciąż w niego wierzę.
Gracjan Sadło – zawodnik nieobliczalny. Potrafi wygrać z wyżej notowanym rywalem by za chwilę przegrać z nieopierzonym zawodnikiem. Więcej wiary w siebie i w swoje umiejętności na pewno da dobre wyniki.
Filip Janas – największy pechowiec w klubie. Liczne upadki i kontuzje wyhamowały jego rozwój. Mam nadzieję, że dobrze wykorzysta pozostałe dwa lata w gronie juniorskim. Zawodnik o żelaznej kondycji.
Kacper Drozdowski – jak dla mnie to młodsza kopia Bartka Wojtala. Systematyczne aczkolwiek nie pioronujące postępy. Zawodnik ułożony i grzeczny. Na zawodach potrafi dać z siebie 110 %. Warto obserwować jego poczynania.
Kacper Królik – przyszedł do nas w tym roku. Na pierwszych treningach przecierałem oczy ze zdumienia, co wyrabiał ten młokos. Jeśli potraktuje speedrower poważnie ma szanse na świetne wyniki.
Kacper Zubczyński – w klubie od trzech latach. Początkowo bardzo odstawał od rywali jednak w ostatnim roku dało się zauważyć postęp. Ciężka praca powinna przynieść efekty.
Filip Iwasików – stracił sezon ze względu na brak treningów jednak pod jego koniec zaczął się znów pojawiać i obiecał poprawę. Oby tak było, bo to ciekawy zawodnik.
Kacper Kalitowski, Karol Winowicz, Aleks Kalitowkski, Tomek Kalitowski, Dawid Charabin – najmłodsza grupa zawodników ZKS. Każdy z nich ma smykałkę do ścigania jednak tylko systematyczny trening pozwoli osiągnąć im najwyższe cele.
Damian i Bartek Pelaczyk oboje trenują w angielskim klubie. Damian to wielokrotny mistrz Polski, szkoda, że nie ma go na miejscu.
Tak wygląda kadra ZKS na chwilę obecną. Liczę na każdego z nich.
Tego, że Paweł to indywidualista nie można powiedzieć.
Kapitalna jazda drużynowa „Kokosa” (kask czerwony) i Kamila Mereny (kask niebieski)
Przez te dwadzieścia lat speedrower zmienił się i to bardzo. Co twoim zdaniem poszło zdecydowanie na plus, co na minus, a co powinno się zmienić w najbliższym czasie?
– Na pewno dało się to odczuć. Jeśli chodzi o plus to na pewno sprzęt, na pewno tory bardziej profesjonalne. Na minus to brak pasji wśród młodych zawodników, olewatorskie podejście do treningów, ale to wina obecnych czasów. A co powinno się zmienić? Według mnie promocja tego sportu jest na niskim poziomie, a szkoda.
Dlaczego twoim zdaniem speedrower jest uważany za sport niszowy i często mocno niedoceniany?
– Tak jak wspomniałem właśnie brak odpowiedniej promocji stawia nas daleko z tyłu w hierarchii sportowej, a przecież jesteśmy potęgą speedrowerową. Poza tym podejście w Polsce ludzi do speedrowera, którzy widzą w nas żużel na rowerach a wręcz czasami karykaturę żużla. W Anglii wszystko wygląda inaczej. Walczmy o speedrower w mediach o rangę zawodów mistrzostw Polski, bo zadusimy się w tym wszystkim.
A czy na przełomie tych wszystkich lat są zawodnicy, któzy zrobili na tobie największe wrażenie?
– W klubie widziałem setki zawodników. Trafiały się antytalenty, rzemieślnicy, zawodnicy dobrzy i prawdziwe diamenty. Do tych ostatnich zaliczyłbym trójkę zawodników. W kolejności chronologicznej. Damian Lewaszow – chłopak z Lwowskiej. W wieku 14 lat objeżdżał nas niemiłosiernie. W 1998 wygrał IMZG jako czternastolatek właśnie. Pechowe kontuzje i brak dobrego sprzętu jaki już wtedy był mu potrzebny ze względu na gabaryty spowodowały, że po sezonie 2002 zakończył karierę. A mógł osiągnąć naprawdę wiele. Krystian Górniaczyk wskoczył na wysokie obroty również w wieku 14 lat. Pod koniec 2006 roku robił niesamowite wyniki. W sezonie 2007 był już jednym z liderów, następnie odszedł do Leszna i wrócił do nas przed sezonem 2010 po serii kontuzji. To nie był już ten sam Krystian. Gdybym ja był wtedy u władzy za żadne pieniądze nie wypuściłbym go z klubu w wieku 16 lat. I na koniec prawdziwa perła. Gość z innej speedrowerowej planety. Kamil Merena. Silna budowa zapewniała mu dużą przewagę w gronie rówieśników, ale ten chłopak zdobywał medale w starszych kategoriach, w lidze zdobywał dwucyfrówki. Odszedł po sezonie 2011, zapragnął być żużlowcem. Niestety nie udało się. Śmiem twierdzić, że to największy talent w historii ZKS Zielona Góra. Gdyby dzisiaj wrócił na tor po miesiącu, dwóch znów byłby w szpicy. Talent czystej wody. W porządku chłopak naprawdę. Wielu zawodników osiągało także bardzo dobre wyniki dzięki jednak ich talent nie eksplodował jak w przypadku trójki wymienionej wyżej. Do tej grupy według mnie należałem ja, Mariusz Widz, Łukasz Molka, Artur Bujnowski, trochę po znajomości, wiesz mam kontakt z gościem, żyjemy jak bracia to muszę go dodać, bo będzie potem narzekanie, Krzysiek Piskorski, Marcin Pawłowski, Michał Mowczan, Michał Rodzeń i Robert Bandosz. Młodych aktualnie jeżdżących nie wrzucam do żadnej z grup, żeby nie poczuli za dużej sodówki.
Dziękuję za rozmowę. Czy chciałbyś coś dodać na koniec od siebie?
– Również dzięki. Chciałbym podziękować wszystkim, z którymi mogłem rywalizować na torze, wszystkim, którym miałem okazję poznać dzięki speedrowerowi. Zawsze będę szanował speedrower i na zawsze wpisał się w moje serce. Gdybym mógł jeszcze raz zacząć wszystko od nowa i cofnąć czas na pewno nie zawahałbym się znów doświadczyć tej ciekawej przygody. Speedrower ukształtował mnie, jako dorosłego człowieka, czasem dał mocno popalić, czasem przyniósł chwile zwątpienia, żalu i łez jednak tych chwil szczęśliwych było zdecydowanie więcej i za to dziękuję losowi. Dla mnie każdy zawodnik, który wybiera trening zamiast siedzenia przed komputerem jest mistrzem. Pielęgnujcie swoją pasję tak żebyście za kilka lat mogli spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, że robiliście to z pasji, że to kochaliście. Tak jak mam dzisiaj ja. Pozdrawiam cały światek speedrowerowy. Dziękuję!