Nowy rok trzeba rozpocząć z mocnym uderzeniem. Lepszego rozmówcy na inaugurację 2016 roku niż Indywidualny Mistrz Świata wymarzyć sobie nie mogliśmy. Z Bartoszem Grabowskim rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, o Ekstralidze, o IMP, Pucharze Polski, Mistrzostwach Świata czy minionych świętach. Miłej lektury.
Rok 2016 za nami. Dla Ciebie był on niezwykle udany, bowiem zarówno na arenach krajowych jak i międzynarodowych zdobyłeś trochę tytułów. Nim zagłębimy się dokładnie w twoje osiągnięcia, porozmawiajmy o rozgrywkach Ekstraligowych. Trudniej było zdobyć Drużynowe Mistrzostwo Polski w sezonie 2014 czy jednak bronić w 2015?
– Ja ze swojej perspektywy widzę to tak, że ciężej broni się każdego tytułu, więc trudniej było obronić, tym bardziej, że w 2014 roku nikt na nas nie stawiał i byliśmy czarnym koniem rozgrywek.
Wykręciłeś średnią biegopunktową 3,600. W 45 wyścigach wywalczyłeś 162 punkty i zająłeś drugie miejsce w ligowych statystykach. Jesteś zadowolony ze swoich wyników?
– Nie ma co patrzeć na średnią indywidualną, dla mnie liczy się wynik drużyny. Czy ja będę pierwszy czy ostatni, nie ma dla mnie znaczenia. Jestem zadowolony, bowiem cało i zdrowo odjechałem miniony sezon.
Rywale nie śpią. TSŻ Toruń już wzmocnił się Cody Chadwickiem, Wy zaś Piotrem Jamroszczykiem. Myślisz, że jesteście w stanie ustrzelić kolejny, trzeci tytuł z rzędu?
– Hmm… nie ma co się zastanawiać czy damy radę czy też nie. Czas i tor zweryfikuje wszystko, póki co, nie stawiamy sobie żadnych celów na nadchodzący sezon. A jak będzie dalej, zobaczymy.
Bartosz Grabowski musiał się nieco napracować, by zdobyć wiele punktów dla ostrowskiego Wiraża (fot. Patryk Kowalski)
Zarówno w Indywidualnych Mistrzostwach Polski jak i Pucharze Polski musiałeś uznać wyższość Marcina Szymańskiego. W IMP wyprzedził Cię jeszcze także Marcin Paradziński, którego zaś pokonałeś w IPP. Czy można zatem mówić, że trio Szymański-Grabowski-Paradziński to obecnie najlepsi zawodnicy naszego kraju?
– Jak już nie raz mówiłem, to jest sport i nie zawsze się wygrywa. Ktoś musi być wygranym, ktoś przegranym. Nie twierdzę, że to tylko trio, bowiem mamy mocną polską ekipę i nikt sobie w kasze nie daje dmuchać, a z każdym idzie wygrać jak i przegrać.
Czego twoim zdaniem brakło, by pokonać Szymańskiego w obu czempionatach?
– Być może po prostu tak być musiało. Byłem słabszy i przegrałem, wszyscy spisywali się bardzo dobrze, ale wygrany był jeden. Był nim ten zawodnik, który popełnił najmniej błędów.
W drużynówce mieliście spore szanse na srebro, lecz wypadek jaki Wam się przytrafił w drodze do Częstochowy przekreślił te cele. Brąz można uznać tym samym za sukces?
– Powiem tak, w Drużynowym Pucharze Polski startowaliśmy głównie dla treningu. Zawody nawet niższej rangi, że tak to powiem, nie zastąpią najlepszego treningu. Nie skupialiśmy się na tym, aby wygrać, ale dawaliśmy z siebie wszystko. Wyszło jak wyszło.
Przejdźmy do tych upragnionych Mistrzostw Świata. Od początku czułeś, że jesteś w stanie wywalczyć mistrzowski tytuł czy jednak miałeś nieco niższe plany jak np. choćby brąz, miejsce w TOP 5 lub ogólnie awans do finału?
– Na Mistrzostwach Świata żyłem sobie z dnia na dzień. Powtarzałem sobie, że co ma być to będzie, aż doszło do dnia finałów. Wiadomo, finał rządzi się już swoimi prawami, wkradło się trochę nerwów, ale nie przeszkodziło mi to w niczym.
Pod odpowiedzią na to pytanie pojawi się wideo z twojego biegu dodatkowego z Chrisem Timmsem. Piękny pojedynek, musiałeś popracować nie tyle co na torze, co w głowie, by wykorzystać błędy. Opowiedz nam o tym wyścigu ze swojej perspektywy.
– Faktycznie, bieg trochę psychologiczny, że tak to określę. Chris się dobrze bronił i ciężko było go minąć. Wiedziałem, że jak się zacznie wywierać na nim presje, zacznie się gubić i tak też się stało.
W pewnym momencie zostałeś podcięty przez Timmsa. Myślisz, że gdyby nie ten upadek, byłbyś w stanie w jakiś sposób go wyprzedzić? Próbowałeś w pewnym momencie, lecz Anglik umiejętnie się wybronił.
-Bronił się bardzo dobrze. Przez chwilę przypomniał mi się test-mecz naszej reprezentacji bodajże z Anglikami, jeśli dobrze pamiętam. Identyczna sytuacja, zostałem podcięty. Gdzieś tam to w głowie siedziało.
Dwa lata temu świętowałeś tytuł Mistrza Świata do lat 19, teraz rozpocząłeś wiek młodzieżowca i jesteś mistrzem seniorów. Maciej Laskowski powiedział otwarcie, jeśli nie odbije Ci sodówka, jesteś w stanie stać się legendą tego sportu. Co o tym sądzisz?
– Nie mnie to oceniać. Jestem zawodnikiem i jestem od wykonywania swojej „pracy” (śmiech dop. red.). Będę jeździł tak długo, póki będzie mi to sprawiało frajdę i przyjemność. Jeśli uznam, że już mi starczy, po prostu odpuszczę. Myślę, że nie mam już nic nikomu do udowodnienia, a tym bardziej sobie.
Przed nami Indywidualne Mistrzostwa Europy. Cel numer jeden – złoto?
– Póki co nie myślę o tych zawodach. Teraz jest czas na odpoczynek, regenerację, a co będzie… zobaczymy.
W Ostrowie Wielkopolskim poznamy w tym roku Mistrza Europy Drużyn Klubowych. Wiraż będzie bronił tytułu i czy jest w stanie wykorzystać atut własnego toru i stanąć na najwyższym stopniu podium?
– Będzie ciężko, ale zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby trofeum zostało w naszym mieście. Zależy też od tego, jak dysponowane będą inne ekipy, a na pewno będą przygotowane na sto, sto dwadzieścia procent.
W minionym sezonie startowałeś także w Elite League. Jak podsumujesz swój sezon na angielskich torach i czy zobaczymy Cię w EL również w przyszłym roku?
– Moje występy oceniam korzystnie, na dobre. Średnio tak zakładałem, by robić około piętnastu punktów i tak też starałem się jeździć i wychodziło. Mam tam jednak inny rower i trochę inaczej mi się na nim startowało. Nie było jednak źle.
„Myślę, że nie mam już nic nikomu do udowodnienia, a tym bardziej sobie” – przyznaje Mistrz Świata (fot. facebook.com)
Za nami święta Bożego Narodzenia. Pozwoliłeś sobie na małe odpuszczenie i szaleństwo związane z dwunastoma potrawami na wigilijnym stole czy jednak skromnie i symbolicznie, by nie zaburzyć diety?
– Jestem osobą, która nie trzyma diety. Jem wszystko, nawet przed startem do biegu zjadłbym z chęcią frytki i popił je colą (śmiech dop. red.), więc niczego sobie nie żałowałem, jadłem to, na co miałem ochotę.
Jesteś jednym z nielicznych speedrowerzystów, którzy mogą liczyć na wsparcie sponsorów. Jakie firmy Cię wspierają i na jaką pomoc możesz od nich liczyć?
– Każdy musi sobie jakoś radzić. Nawiązałem współpracę z firmą, która zajmuje się suplementami diety i jestem przez nich zaopatrywany w napoje izotoniczne. Myślę, że nic więcej mi nie jest potrzebne, a człowiek nie wielbłąd, pić musi (śmiech dop. red.).
Zabrakło Cię na torze podczas Turnieju Niepodległości. Czy jeśli w lutym rozegrana zostanie druga edycja Lotto Halowego Pucharu Polski, skusisz się na start?
– Myślę, że tak. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, czemu nie.
Miesiąc temu na facebooku wrzuciłeś zdjęcie z podpisem „czas na rehabilitację”. Co się stało i jak przebiega leczenie?
– Nie ma o czym mówić (śmiech dop. red.). Tak się kończą przygotowania do sezonu. Zerwałem mięsień piersiowy i do dziś borykam się z bólem. Cóż, mówili, że sport to zdrowie (śmiech dop. red.).
Na koniec jeszcze pytanie o klub. Pojawiły się już oferty z innych zespołów w kontekście twojej zmiany przynależności klubowej? Rozważasz jazdę w innym klubie niż Wiraż?
– Były jakieś mniejsze lub większe rozmowy, nawet w trakcie sezonu. Zostaję jednak w Ostrowie Wielkopolskim, bowiem wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
Dziękuję za rozmowę. Nie pozostaje mi życzyć nic więcej jak powodzenia w sezonie 2016 i do zobaczenia na speedrowerowych torach w całej Polsce.
– Również dziękuję i Szczęśliwego Nowego Roku.