W ramach tegorocznego Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego oddano 168 278 głosów. 12 921 z nich było kluczowe dla wrocławskiego speedrowera. Dzięki tej imponującej liczbie głosów modernizacja toru w tym mieście stanie się faktem!
Wrocławski speedrower przez wiele lat swojego istnienia wychował wielu wirtuozów tego sportu. Marcin Szymański, Maciej Ganczarek, Łukasz Nowacki, Radosław Handke, Tomek Bartoszuk, Darek Pilas, Marcin Wychodil – to tylko część nazwisk rodem ze Sparty Wrocław. Nie należy zapominać także o Jakubie Kroczaku, który niespodziewanie zmarł 16 lutego 2000 roku
Na początku września 2013 roku na facebooku założono konto „Reaktywacja Speedrowera we Wrocławiu”. Miała ona na celu informowanie oraz „dogrywanie się” chłopców na różnego rodzaju towarzyskie zmagania speedrowerowe. Były wyjazdy do Zielonej Góry czy też Leszna, lecz gdy pojawił się pomysł organizacji prawdziwych zawodów na Dolnym Śląsku, słuch po tej ekipie zaginął. W ostatnim czasie udało nam się porozmawiać z dwukrotnym Indywidualnym Mistrzem Świata rodem z Dolnośląskiego miasta – Marcinem Szymańskim. Głównym tematem rozmowy była oczywiście reaktywacja speedrowera we Wrocławiu.
Konrad Cinkowski: 1995 roku. Wokół dwóch latarni przy Hali Stulecia ściga się kilkunastu chłopaków. Rok później już na torze przy SP nr 45 na Sępolnie. Brak sponsorów i konkurencja innych miast w kolejnych latach powodują, że speedrower na Dolnym Śląsku zaczyna umierać, aż w końcu trzeba wykreślić go z uprawianych sportów we Wrocławiu. Zapewne nie tego spodziewaliście się, teraz to już 20 lat temu, kiedy speedrower „raczkował”.
Marcin Szymański: – Jako młodzi chłopacy nie zastanawialiśmy się co będzie za kilka, kilkanaście lat. Dla nas najważniejsze było być jak najlepszym i realizować się w tej pięknej pasji. Życie jednak przyzwyczajało nas z sezonu na sezon, że drużyna we Wrocławiu może się rozpaść. Duża część zawodników przerwała pasję, działaczom kończył się zapał. Najzwyczajniej w świecie zaczęli realizować się w życiu prywatnym, rodzinnym i zawodowym. Aż w konsekwencji zabrakło i jednych i drugich. Nic już nigdy nie wyglądało tak jak w latach 1995-1999 gdzie w głowie była tylko jedna myśl – PASJA SPEEDROWER, wyjazdy na zawody (nierzadko pociągami) i rywalizacja z chłopakami z innych miast, krajów. Mieliśmy długą ławkę rezerwową, składającą się ze świetnych zawodników a nominacja do składu była swojego rodzaju nagrodą za włożony wkład i zaangażowanie w treningi oraz potwierdzenie świetnej formy. Nawet powiew świeżości w postaci Macieja Ganczarka, Radka Handke, Tomka Bartoszuka czy braci: Karola i Jacka Przywary nie dał szans na zbudowanie drużyny z poprzednich lat. Z perspektywy czasu mogę tylko pozazdrościć i pogratulować, że w tym pięknym lecz amatorskim sporcie są drużyny, które ze zmiennym szczęściem wciąż istnieją na speedrowerowej mapie.
Kuba Kroczak oraz Jacek Wojciechowski przed laty na wrocławskim owalu (fot. archiwum Marcina Szymańskiego)
Prób reaktywacji było kilka. Większość jednak nieudanych. Czy pomyślnie zakończony projekt Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego to może być ten przełomowy moment?
– Tak naprawdę to próba reaktywacji była tylko jedna. Wtedy gdy pojawił się zdolny duet Ganczar & Handke, plus ww. koledzy. “Reaktywacja Speedrowera we Wrocławiu” to reaktywacja tylko z nazwy. Brak pomysłu i chęci współpracy z “wyjadaczami” z Wrocławia zepchnął szlachetną ideę do podziemi. Chciałbym i mam nadzieję, że modernizacja toru będzie przełomowym bodźcem w zbudowaniu drużyny. Ale wiem, że miejsce do treningu to dopiero pierwszy krok by o tym myśleć. Najważniejsze to znaleźć kilku, kilkunastu ludzi chcących działać charytatywnie oraz sponsorów którzy pokryją podstawowe koszty. A to nie są proste do zrealizowania plany. Ponadto, jeśli spełni się powyższe warunku to potrzeba kilku długich lat by mieć drużynę na miarę Ekstraligi.
Gdy rozmawialiśmy po finale Indywidualnych Mistrzostw Polski mówiłeś, że same chęci nie wystarczą w reaktywacji. Potrzebna jest cała masa czasu, a Ty na jego nadmiar nie narzekasz. Może to głupio zabrzmi, ale jeśli nie Ty, nie Łukasz Nowacki i pozostali pasjonaci tego sportu, będzie niezwykle ciężko cokolwiek ruszyć do przodu.
– Jak wspomniałem wcześniej potrzebna jest grupa ludzi mających czas i chęci by działać wokół tego sportu… niezarobkowo. Nie wiem jakie jest stanowisko Łukasza w tej sprawie ale sądzę, że w pewnych sprawach będziemy mogli pomóc, ba, będzie to niejako nasz obowiązek. Ale jesteśmy zawodnikami, którzy lwią część swojego czasu spędzamy na treningach. Jeśli chodzi o mnie to 1,5 roku temu urodził mi się wspaniały syn, który poza nieopisanym szczęściem pochłania dużą cześć dnia. To naturalne. Co tu dużo mówić – jest dla mnie najcenniejszy, najważniejszy. W konsekwencji z trudem znajduję czas na treningi a co tu dopiero mówić o pełnym zaangażowaniu w działalność klubu. Z żoną, która też ma swoje hoppy (taniec irlandzki) organizujemy sobie tak czas byśmy oboje realizowali się w swoich zamiłowaniach. To też wymaga kompromisów. Wielu ludzi w Polsce, by związać koniec z końcem, pracuje po wiele godzin dziennie. Niewiele czasu zostaje na regenerację i obcowanie z rodziną. I gdzie tu wygrzebać jeszcze czas na wolontariat ? Sądzę jednak, że przy dużym zaangażowaniu i szczęściu można dotrzeć do ludzi, którzy sprawnie pokierują klubem.
Czy speedrower wróci wkrótce do Wrocławia?
Jesteś doświadczonym zawodnikiem i masz swoje lata. Myślałeś kiedyś, że za X lat przyjdzie skończyć czynne uprawianie sportu i idealnym zwieńczeniem kariery byłoby zdobyć z macierzystym klubem Drużynowe Mistrzostwo Polski? Myślisz, że to jest jeszcze do zrealizowania?
-Taki dzień to marzenie. Idealnie zamknąłby wspaniały rozdział mojego życia sportowego. Ale jestem realistą. By zbudować drużynę na złoty medal Ekstraligi trzeba kilku lat. Druga, szybsza opcja to kontrakt ze wszystkimi talentami z ligi polskiej lub brytyjskiej – albo z jednej i drugiej jednocześnie (śmiech – dop. aut.). Trzecia, bardziej realna koncepcja to sprowadzić wszystkich wrocławian do miasta, rzetelnie trenować i dokooptować dwóch zdolnych juniorów. A tak już na poważnie to jeśli miałbym zdobywać swój złoty medal z Wrocławiem (a zarazem pierwszy) to zapewne będę wtedy już mało znaczącym zawodnikiem, który będzie łatał dziury kadrowe.
Tak na koniec mały powrót do trzeciego pytania. Czy poza Tobą i Łukaszem są jeszcze osoby z „dawnej ekipy”, które interesują się tym sportem czy raczej będziecie skazani sami na siebie?
– Z dawnej ekipy, tej która swoje pierwsze kroki zaczynała od początku zostałem tylko ja i Łukasz. Pewne i nieśmiałe przymiarki reaktywacji robił Krzysztof Wojciechowski – myślał nawet o kupnie roweru do speedrowera. Sprawy rodzinne zepchnęły plany powrotu w przyszłość – może nie tak daleką.
Tor we Wrocławiu potrzebuje natychmiastowej pomocy!
Rozmawiał:
Konrad Cinkowski