Przedwcześnie sezon 2015 zakończył się dla Adama Bożejewicza. Reprezentant Polski zaliczył groźny upadek podczas Mistrzostw Świata na torze w Wolverhampton, którego skutkiem był uraz nadgarstka. Jak przyznaje w rozmowie z naszym portalem, powoli wraca do zdrowia i myślami jest już przy sezonie 2016. Wcześniej czeka go jednak rezonans magnetyczny i niewykluczone, że będzie potrzebna operacja.
Sprawcą kraksy, o której pisaliśmy we wstępie był Mark Boaler. Adama na początku poprosiliśmy o opisanie całej sytuacji i komentarz czy ma żal do rywala o tak ostrą jazdę – Pechowy upadek miał miejsce w przedostatnim dniu Mistrzostw. Po nieudanym półfinale i braku awansu do finału, dostałem szansę na zrekompensowanie wystepu w Pucharze Federacji. Nie miałem nic do stracenia, byłem bardzo zmotywowany. W pierwszym biegu startowałem z czwartego pola i po lewej miałem Marka. Napędziłem się bardzo mocno, aby minąć go po zewnętrznej, na prostej przeciwległej do startu. Ale on nie dopuścił do tego, w bardzo agresywny sposób. Czy mam mu za złe? Każdy wie jak Mark się zachowuje na torze. Na pewno jest mi przykro, że mam tak długą przerwę, ale trzeba wliczać to w ryzyko – wraca wspomnieniami do tego przykrego incydentu.
Sporo zamieszania wokół urazu torunianina było także w szpitalach. Po czterogodzinnym oczekiwaniu w angielskim ośrodku zdrowia, lekarz zalecił zawodnikowi częste poruszanie nadgarstkiem i po trzech dniach miało być w porządku. Tymczasem w Polsce po wizycie u specjalisty okazało się, że nadgarstek Bożejewicza powinien być na półtora miesiąca unieruchomiony, a następnie do pół roku trwać powinna rehabilitacja! – Niestety tak, z diagnozą kontuzji jest problem do tej pory. W Anglii wyglądało to naprawdę nieciekawie i nie otrzymałem tam zbyt wiele pomocy. Tymczasem czekam już na rezonans magnetyczny i prawdopodobną operację – dodaje Adam w rozmowie z portalem cyclespeedway.prv.pl.
Sezon 2015 dla Adama Bożejewicza właśnie dobiega końca… (fot. facebook.com)
Na pocieszenie Adamowi pozostaje fakt, że przyczynił się do zdobycia przez TSŻ Toruń – Drużynowego Pucharu Polski (12 pkt. w Toruniu i 6 w Kaletach) oraz brązowego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski. Nasz rozmówca miał okazję wystąpić tylko w czterech meczach i wywalczył w nich 45 punktów, co przy 19 biegach daje średnią biegopunktową 2,368. Na najniższym stopniu podium Bożejewicz stał także wraz z Karolem Krajewskim po finale Mistrzostw Polski Par Klubowych Młodzieżowców – Nie mogę być zadowolony z mojej postawy w tym sezonie. Udało mi się całkiem dobrze zacząć sezon, a z kolejnymi tygodniami było coraz słabiej. Nie potrafiłem zbudować solidnej formy na Mistrzostwa Świata, a to był główny cel w tym roku. Nie udało się tego zrekompensować w drugiej połowie sezonu, przez kontuzję. Także sądzę, że to był najsłabszy sezon od 2011 roku, gdzie kontuzja wykluczyła mnie ze startów w połowie kwietnia.
Indywidualnie niestety bez sukcesów. Szanse na podium były w Indywidualnym Pucharze Polski, lecz absencja w ostatniej rundzie spowodowała spadek, aż na ósme miejsce. Kontuzja wyeliminowała go także z Indywidualnych Mistrzostw Polski – Indywidualnie udała się tylko pierwsza runda Pucharu Polski. Bardzo zawiodłem sam siebie na mistrzostwach Świata, gdzie odpadłem w słabym stylu w półfinale. Na krajowym podwórku nie byłem w stanie obronić medali IMP, IMP U23 oraz walczyć o podium w IPP w ostatniej rundzie.
Ojciec Adama – Mirosław zajmuje się na codzień sprzedażą motocykli, akcesoriów, ubiorów do żużla i motocrossu. Miał on także przyjemność wziąć udział w Mistrzostwach Torunia w żużlu na lodzie. Nasz rozmówca również miał styczność z motocyklami żużlowymi, trenował m.in. na zamarzniętych jeziorach. Dlaczego zatem wybrał speedrower zamiast żużla? – Od dziecka miałem styczność z motocyklami. Jednak moim sportem był motocross. To z nim wiązałem swoją przyszłość. Niestety, kontuzje wykluczyły mnie ze startów w zawodach. Nigdy nie brałem pod uwagę jazdy na żużlu, a wszelkie próby jazdy ślizgiem kontrolowanym były tylko zabawą. Żużel to sport bardzo niebezpieczny i kontuzjogenny – szkoda zdrowia (śmiech dop. red.).
Jak to się stało, że nasz rozmówca trafił do speedrowera? – Początek jazdy na speedrowerze to zaś przypadkowy występ w Otwartych Mistrzostwach Torunia w 2009 roku. Udało mi się zająć drugie miejsce i starsi koledzy – Marcin Paradziński oraz Paweł Cegielski zaproponowali mi uczestnictwo w trenigach. Na dobre zacząłem w 2009 roku i właśnie skończył się mój szósty sezon „jazdy w lewo”.
Na koniec zapytaliśmy mieszkańca „Grodu Kopernika” o sprawy związane z przynależnością klubową w nadchodzącym sezonie. Odpowiedź mogła być jedna – Oczywiście, że zostaję w TSŻ-cie! Po chwili dodał – Nie jestem pewien czy od początku sezonu będę w stanie pokazać się na torze. Jeśli zdrowie mi na to nie pozwoli, będę pomagał juniorom w solidnym przygotowaniu do zawodów – kończy Adam Bożejewicz.