Artura Pisarka można nazwać ostatnim Mohikaninem uprawiającym speedrower rodem z Tarnowa. Z licznej, dwudziestoosobowej grupy zawodników został tylko on. Dziś trzecia i zarazem ostatnia część rozmowy z „Artasem„, który opowiada o sędziowaniu, swoim bracie i pozycji speedrowera w mediach.
Pierwsza część rozmowy z Arturem dostępna jest TUTAJ, zaś druga TUTAJ.
Miałeś okazję sędziować także kilka imprez w tym m.in. finał Drużynowego Pucharu Polski. Większych kontrowersji nie było, więc chyba swój debiut w krajowych zawodach możesz uznać za udany.
– Dokładnie. Po większości zawodów speedrowerowych w ostatnich latach przechodzą burze wywołane przez sędziów. Po moich „występach” tego nie było, wręcz zbierałem pochwały, więc mogę być zadowolony. Prawdziwym wyzwaniem będzie jednak sędziowanie meczów ligowych. Takiej okazji jeszcze nie dostałem.
Były jakieś zawody czy to rangi międzynarodowej, krajowej czy okręgowej, których wyniki Cię szczególnie zaskoczyły?
– Chyba nie. Jedynie niespodzianką in minus był wynik Śląska Świętochłowice w Ekstralidze, którego widziałem w walce o złoto, a zajął ostatnie miejsce. Trochę w tym pomogli sędziowie, jednak zawodnicy ze Skałki także nie ustrzegli się błędów i obniżek formy.
Czy stawiasz sobie jeszcze konkretne cele związane ze speedrowerem czy raczej spontanicznie i co ma być to będzie?
– Moim celem jest trwanie w tym sporcie jak najdłużej, bo bardzo dużo mu zawdzięczam i sporo wspomnień zostało z tych ośmiu lat. Nie wiem w jakim stopniu mi życie na to pozwoli. Chciałbym jednak jeździć przez kolejne dwa sezony aby dobić do dekady. Jeśli chodzi o wyniki sportowe to mówienie o walce o coś indywidualnie mogłoby być co najwyżej niepoprawnym marzycielstwem. Nigdy nie byłem talentem, a mój obecny tryb życia, gdzie nie ma za bardzo możliwości na regularne treningi nie pozwala mi nawet na osiągnięcie średniej 2,000 w I lidze. Zdaję sobie z tego sprawę. Może kiedyś przyjdzie czas, że będę mógł złożyć całkiem nowy rower, przepracować solidnie zimę i regularnie trenować na torze. Wtedy będę mógł poważnie myśleć o osiąganiu zadowalających mnie wyników. Powtarzam, w speedrowerze chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę, niesamowite wspomnienia i całą masę fantastycznych znajomości!
Na Twoim koncie trudno szukać indywidualnych sukcesów, w rozgrywkach ligowych zwykle byłeś drugą linią. Co sprawia, że jesteś tak zaangażowany w speedrower i mimo braku drużyny w Twoim mieście nadal jesteś widoczny w środowisku?
– Speedrower mogę uznać za styl życia. Jest to ogromna pasja, której nie potrafię porzucić ot tak. Żałuję, że w okresie juniorskim nie podchodziłem do zimowych treningów tak jak należy, a nie miałem jakiegoś autorytetu, który pokazałby mi jak trenować. Może bym osiągnął coś więcej. Tak czy inaczej speedrower dał mi mnóstwo fantastycznych wspomnień, znajomości i życiowych doświadczeń. Na wielu płaszczyznach życia swoje aktualne miejsce zawdzięczam właśnie speedrowerowi, bez którego bym nie zaszedł tam, gdzie zaszedłem. W tym środowisku czuję się bardzo dobrze i zawsze miło jest przyjechać na jakieś zawody czy nawet trening, pogadać i pościgać się ze starymi znajomymi.
„Artas” ma za sobą sędziowanie finału DPP.
Prawdziwy test czeka go w nadchodzącym roku czyli mecze ligowe (fot. Patryk Kowalski)
Na speedrowerze ścigał się także twój brat Rafał. Zapowiadał się niezwykle ciekawie, miał szansę zawojować juniorski świat speedrowera. Czego twoim zdaniem zabrakło, by był takim pasjonatem tego sportu jak Ty?
– Myślę, że poddał się wpływom szkolnego towarzystwa. Styl bycia współczesnej młodzieży jest inny, mają inne zajęcia. Na jazdę w kółko rowerem brakło czasu i ochoty. Naprawdę bardzo tego żałuję, bo patrząc na jego rówieśników Kamila Niemca i Mateusza Packa jestem pewien, że dziś byłby tam gdzie oni o ile nie dalej.
Dosyć mocno się wypowiadasz. Nie obawiasz się, że to może negatywnie wpłynąć na wasze relacje?
– Moje zdanie doskonale zna i chyba już przywykł, że mi to nie pasuje. Po prostu nasze charaktery są diametralnie różne. Pewne jest, że z moim podejściem i jego predyspozycjami byłby świetny zawodnik. Niestety los te cechy podzielił między nami (śmiech).
A co sądzisz o naszym projekcie wortalu speedrowerowego?
– Bardzo mu kibicuję i jak sam dobrze wiesz, wspieram go (śmiech). Cieszę się, że są osoby, którym się chce, Może wreszcie uda się zagościć polskiemu speedrowerowi w sieci na dłużej na odpowiednim poziomie. Ten wortal może odegrać ważną rolę w promocji speedrowera, a przy obecnej tendencji zmniejszania się liczby zawodników i ośrodków, jest to konieczne jak manierka z wodą podczas wędrówki przez Saharę. Oczywiście tę afrykańską, nie mikołowską (śmiech).
Jesteś osobą mającą pojęcie o marketingu i promocji. W czym twoim zdaniem tkwi problem speedrowera, że nie może się on wybić na tle innych niszowych sportów oraz czy jest szansa, aby to się zmieniło?
– Wydaje mi się, że brakuje zaangażowania w media, zwłaszcza Internet. ISCF czy PFKS nie mają stron z prawdziwego zdarzenia. Fajną sprawą są portale takie jak ten czy 3318news.co.uk. Wiele osób, tak jak wspomniałem wcześniej, postrzega speedrower jak podwórkową zabawę w żużel. Należałoby zadbać o to, aby zawody wyglądały profesjonalnie, były odpowiednio nagłośnione, a zapowiedzi i wyniki pojawiały się w mediach. To wymaga jednak ludzi, którzy się temu poświęcą i będą miały odpowiednią wiedzę na ten temat. Przeglądajac fanpage’e polskich klubów można odnieść wrażenie, że prowadzą je dzieci. Chwała tym, którzy podejmują takie działania, jednak robiąc to w sposób nieprofesjonalny można zaszkodzić wizerunkowi zarówno klubu jak i dyscypliny. Uważam również, że nie należy na siłę upodabniać się do żużla, jednak można go wykorzystywać do promocji speedrowera. Proponowałem organizację prestiżowych zawodów przy okazji dużej imprezy żużlowej. Marzeniem byłoby rozegranie jakiegoś turnieju na czasowym torze w zaludnionym miejscu, gdzie mogłoby się to przyjąć. Ten sport na odpowiednio zaprojektowanym i przygotowanym torze oraz przy wyrównanym poziomie zawodników jest bardzo widowiskowy, więc na pewno by się wielu ludziom spodobał. Takie przedsięwzięcie wymaga jednak ogromnego jak na nasze warunki wkładu finansowego, więc jest jedynie mrzonką. Może gdyby zainteresowała się nim jakaś marka pokroju Red Bulla, Monstera czy Rockstara dałoby się to zrobić.
To by było na tyle. Dziękuję za poświęcenie mi blisko trzech godzin. Mam nadzieję, że nie wymęczyłem? (śmiech)
– Nie, nie. To była przyjemność. Dzięki również!
„Moim celem jest trwanie w tym sporcie jak najdłużej, bo bardzo dużo mu zawdzięczam i sporo wspomnień zostało z tych ośmiu lat” (fot. Waldemar Deska)